..:: Promyki Dobra ::..


84/08 - 2020


PROMYKI DOBRA – sierpień 2020 (88)

Drodzy parafianie!

 

 

W najbliższy piątek, 7 sierpnia będziemy przeżywać uroczystość odpustową ku czci patrona naszej parafii, błogosławionego Edmunda Bojanowskiego, który zmarł

7 sierpnia 1871 roku w opinii świętości. Dzień jego śmierci stał się dniem narodzin dla nieba. Został beatyfikowany 13 czerwca 1999 roku przez papieża św. Jana Pawła II.  Błogosławiony Edmund zapisał się w pamięci ówczesnych ludzi jako „serdecznie dobry człowiek”. Zadziwiał wszystkich głęboką wiarą w Boga, niemal codziennym uczestnictwem we Mszy św. z przyjmowaniem Komunii św., a także praktykowaniem heroicznej miłości bliźniego. Często powtarzał, że „Każda dobra dusza jest jako ta świeca, co sama się spala, a innym przyświeca”. Ta postać powinna nas nieustannie fascynować, zawstydzać i mobilizować do naśladowania. Bardzo Was wszystkich serdecznie zapraszam do udziału w naszej uroczystości parafialnej. O godz. 18.00 sumę odpustową odprawi ks. dr Adam Adamski, filipin, wykładowca filozofii na UAM w Poznaniu. Przygotowaniem do naszej uroczystości niech będzie udział w codziennej adoracji Najświętszego Sakramentu z możliwością skorzystania ze spowiedzi św. Zachęcam również do zapoznania się poniżej z tekstem s. Rozalii Hagiel o błogosławionym Edmundzie Bojanowskim.

 

ks. kanonik Przemysław Maciejewski

proboszcz

 

Serdecznie dobry człowiek – rzecz o Błogosławionym Edmundzie Bojanowskim.

 

         Całą postawę życiową bł. Edmunda Bojanowskiego cechowała dobroć, miłość i miłosierdzie. Współczesny Bojanowskiemu Marceli Motty określił go mianem: „serdecznie dobrego człowieka”. A tak mówił w mowie pożegnalnej o Edmundzie Bojanowskim Ks. Stanisław Gieburowski. „Całe Jego życie, to jeden wątek miłości bliźniego, to ciągła pamięć o tym, który cierpi, a zapominanie o sobie, to ustawiczne miłosierdzie …”. We wspomnieniach ks. Brzezińskiego o Błogosławionym możemy również przeczytać: „Tam, gdzie nie pomagało choremu lekarstwo, dopomagała nowenna do Matki Bożej lub Koronka, wysłuchana Msza Święta lub Komunia Święta przyjęta na intencje chorego, którą po kilka razy w tygodniu zwykł przyjmować”. Tak było, gdy w 1849 roku wybuchła epidemia cholery. Śpieszył do chorych ryzykując własne życie, zorganizował szpital w Instytucie Gostyńskim, a dla opieki nad chorymi sprowadził siostry Miłosierdzia. Sam też odwiedzał chorych. Nigdy nie przeszedł obojętnie obok nich. W Dzienniku zapisał: „przy piątku odwiedziłem chorych i chcąc im posłużyć starym obyczajem, nakarmiłem jednego bardzo słabego chorego, który sam łyżki utrzymać nie może”.

         Widząc nędzę i biedę zewnętrzną dostrzegał także biedę duchową: „Dniem i nocą jechał chorych i nieszczęśliwych odwiedzać, podejmując słodkie słowa pociechy, zaradzając nędzy, pobudza do sakramentów św., stara się o sprowadzenie kapłana do łoża chorego”. Chorych zawierzał Chrystusowi – najlepszemu lekarzowi, a dbając o ciało cierpiącego, dostrzegał i Jego duszę. W Dzienniku czytamy: „(…) dałem jej 3 złp., aby zakupiła sobie Mszę św. o pocieszenie jej strapionej i chorej matki. Doradzałem jej wszakże, aby w tym dniu przystąpiła do komunii św.”. Droga do bliźniego, zwłaszcza znajdującego się w potrzebie była dla Edmunda niezwykle ważna, czasem wymagała heroizmu, przekroczenia własnej niemocy i słabości. Wspomina ks. Antoni Brzeziński: „po parę razy dla braku tchu odpoczywając, idzie chorego odwiedzić”. Szedł, bo tak dyktowało mu serce. Był z tymi, którzy cierpieli, którzy pozostawali samotni w swym bólu i niemocy. W jego sercu każdy z nich miał swoje szczególne miejsce. Ksiądz Brzeziński dodaje: „Edmund sam będąc chorym, o żadnym z Was chorych nie zapomniał, choćby to było najdrobniejsze dziecię”. Wzruszał się do głębi odwiedzając chorych cholerycznych, a oznaczone na znak zarazy domy jeszcze bardziej pobudzały Go do działania. Choć nie był lekarzem, to według swoich możliwości potrafił zaradzać najpilniejszym potrzebom: pełno miał plastrów, mikstur i ziółek, recept, kropli…”. Ludzie przychodzili do niego po radę i pomoc. Nikogo nie zostawił, a gdy sam nie mógł pomóc, starał się by lekarz przyjechał do chorego. Dnia 4 lipca 1855 r. w Dzienniku zanotował: „Zasmuciła mnie mocno wiadomość, że Magdalena zachorowała … napisałem list do niej, aby się ochraniała, a do Węsierskiego, by raczył zaraz posłać po doktora”. Dla osieroconych dzieci założył 3 maja 1850 roku ochronkę w Podrzeczu, dając początek Zgromadzeniu Sióstr Służebniczek Maryi, które pod jego nadzorem sprawowały opiekę nad dziećmi.

         Jak postępował w sytuacjach dla niego bardzo trudnych? Gdzie znajdował siłę i pomoc do takiego oddawania życia dla innych? Czytamy w Dzienniku: Patrzałem – milczałem, a w tej samej chwili usłyszawszy dzwonek z kaplicy naszej domowej, wzywający na Mszę św., poszedłem zanieść Bogu w ofierze moje rozbolałe serce. Modliłem się gorąco, ale nie słowami, nie myślą, tylko wyprężonem uczuciem całego serca i duszy. Prosiłem Boga najmiłosierniejszego, aby mi dał łaskę wytrwałości i zupełnego zgadzania się z Jego wolą świętą. Na tę intencję przyjąłem dziś podczas Mszy św. Komunię św. piątkową. Po Mszy św. długo jeszcze zostałem na modlitwie w kaplicy.

         To Eucharystia była dla niego siłą w konkretnych sytuacjach. Sam wyznaje: Jakże Bóg miłosierny, że mię cios ten spotkał w czasie właśnie uroczystości Bożego Ciała, kiedy przez cały tydzień oktawy mogę się modlić i nawiedzać dwa razy na dzień wystawiony Przenajświętszy Sakrament i czerpać zasilenie w smutku z podnioślejszym duchem wobec ciągle widomej Tajemnicy Ołtarza.

         Eucharystia była centrum jego życia.          Z niej czerpał siły do pokonywania codziennych trudności. Udział w Eucharystii był dla niego bardzo ważny, dlatego bez wahania wstawał wcześnie rano i udawał się do oddalonego o trzy kilometry kościoła w Gostyniu. Zdarzało się, że mimo trudnych warunków atmosferycznych szedł pieszo: Przeprawa była trudna; gdzieniegdzie trzeba było głęboko brnąć w śniegu bez najmniejszego toru, do tego wicher i zamieć utrudniały iście. Zadyszany i spocony przebrnąłem wreszcie do kościoła. Byłem na Mszy św. i u spowiedzi (…). W kościele było zimno, a on chorował na płuca, jednak nie rezygnował z udziału we Mszy św. Przyznał kiedyś: zmarzłem w kościele jak róg. Kiedy nie mógł uczestniczyć we Mszy świętej, czuł się bardzo źle, nie miał chęci do jakiejkolwiek pracy i nic mu nie sprawiało radości. Odczuwał dziwny brak w sercu, którego w żaden sposób nie potrafił zaspokoić. Pisał: „Przekonałem się, jak to przyzwyczajenie do nawiedzania kościoła staje się potrzebą wewnętrzną i każde opuszczenie rodzi jakiś niesmak i stępia ochotę do wykonywania codziennych zatrudnień”. W innym miejscu zapisał: „(…) nie byłem w kościele, a tak mi było potrzeba odetchnąć przed Bogiem”. „Do kościoła nie mogłem jechać. Wielce mi to przykro” i kilka dni później stwierdza: „Nabożeństwo przywiązane do dnia dzisiejszego odprawiłem sobie w domu, ale jednak cały dzień brakło mi czegoś, żem do kościoła nie poszedł”.

         Podczas Mszy św. wyrażał Bogu wdzięczność za różne dobre i trudne sytuacje, które zapisywał także w Dzienniku. W intencjach dziękczynnych ofiarowywał Msze św.., „Na jutro też zakupiłem Mszę św. w kaplicy naszej na podziękowanie Panu Bogu za dotychczasowe łaski i błogosławieństwa i na uproszenie Jego nieprzebranego Miłosierdzia nadal (…) O! jutro, jeśli mi Pan Bóg dozwoli, będę się gorąco modlił, bo za wiele mam do dziękowania i o wiele do proszenia”. Uczestniczył w Eucharystii również w intencjach błagalnych. Zapisywał często, że zamawiał Msze Święte w intencjach odnoszących się do sytuacji losowych: O 6tej pojechałem po ks. Szułczyńskiego i z nim do Instytutu. Przy dzisiejszej piątej rocznicy założenia Domu Miłosierdzia odprawiła się Msza św., a po niej wystawienie Najśw. Sakramentu i błogosławieństwo na ubłaganie Boga, aby nas nadal od klęsk podobnych jak obecna zasłaniać swem miłosierdziem raczył (…). Po Mszy św.  szczęśliwym się uczułem, gdy przyszła jakaś nędzna kobieta z Książa z prośbą o przyjęcie jej schorzałej córki. Zawsze trudno, a dziś byłoby grzechem nie przyjąć. Z radością więc pocieszyłem płaczącą matkę i poleciłem chorą co prędzej przywieźć..., a także w celu uproszenia zdrowia dla chorych sióstr: Przyjąłem Komunię św. na intencję chorej Katarzyny i wróciłem przed sumą do domu. Modły i Komunię św. za chorą poleciłem podrzeckim siostrom i rodzin ochroniarek. Przy tej okazji uczył je takiej postawy i zachęcał, by przyjmowały w tej intencji Komunię Świętą: „Po kazaniu wywołałem z kościoła J. i dałem jej 3 złp., aby zakupiła sobie Mszę św. o pocieszenie jej strapionej i chorej matki. Doradzałem jej wszakże, aby w tym dniu przystąpiła do komunii św.”.

         Pragnął, aby wszyscy mieli możliwość poznania Jezusa i przyjmowania Go do serca w Komunii świętej. Dlatego organizował w kaplicy Msze Święte dla chorych, którzy nie mogli o własnych siłach pójść do kościoła, a także dla dzieci w ochronkach. Rozumiał znaczenie przyjmowania Komunii św. duchowej. Osobiście ją praktykował: „Nie mogąc być dzisiaj na mszy, opuściłem z wielkim żalem komunię św. i tylko musiałem poprzestać na pomodleniu się w tutejszym lubym kościółku jaszkowskim przed Najśw. Sakramentem i na duchowej komunii św.”. W trosce o głębokie życie duchowe udzielał ochroniarkom nauk, a nawet uczył je sposobu przyjmowania Komunii Świętej duchowej i był przekonany o wielkiej skuteczności tej praktyki. Świadczy o tym zapis: „jestem pewien, że ta anielska dusza obfitych łask dostąpi przez takowe wzniesienie wewnętrzne”.

        Wielką czcią otaczał Najświętszy Sakrament. Szczególnie cenił sobie czas adoracji. Wiedział, że aby dawać siebie innym, musi czerpać z prawdziwego źródła miłości, a tym źródłem było dla niego spotkanie z Jezusem Eucharystycznym. Chwile spędzone na kolanach przygotowały go do przyjmowania bolesnych doświadczeń z wiarą i ufnością. Zauważali to inni. Ksiądz Brzeziński pisał: „Jaśniała przed oczami naszymi dusza jego promieniem gorącej modlitwy; mnie samego nią budował, gdym go widział na Górze naszej św. modlącym się albo na wspólnym noclegu późno w wieczór w niej zatopionego”. Podobnie zauważyła Pani Talyor, że jest człowiekiem: który się bardzo dużo modli.

         Edmund Bojanowski prowadził dojrzałe życie sakramentalne. Przyjmował je w duchu wiary jako osobiste spotkanie z Chrystusem i przez to pozwalał Duchowi Świętemu kształtować swoje wnętrze.

         Jak wielkie znaczenie miała dla bł. Edmunda Eucharystia wyraża jego pragnienie: „Innego już nie mam życzenia w życiu moim jedno, aby kapłańską ofiarą Mszy św. przeprosić Pana Boga za wszystkie grzechy moje i podziękować Mu za tyle od Niego doznanych dobrodziejstw”. Nie zrealizował tego pragnienia, ponieważ względu na zły stan zdrowia musiał opuścić seminarium w Gnieźnie. Krótko przed śmiercią zapytano go, czy ksiądz ma przyjść z Panem Jezusem. Odpowiedział: „w tej chwili Pan Jezus był u mnie”. Później uśmiechnąwszy się radośnie dopowiedział: „Siostry, ja już jutro nie pójdę do Komunii św., ja już dziś pójdę do Jezusa”.

 

Zmarł 7 sierpnia 1871 roku. W Tygodniku Katolickim napisano o nim: „(…) był on wzorem cichej pobożności, łagodnej wyrozumiałości i wyrzeczenia się siebie”.

 

Na zakończenie przyjmijmy ten list Bł. Edmunda jako skierowany do każdego z nas: „(…) częstym przystępowaniem do komunii św., coraz ściślej łączycie się z Panem Jezusem. Przez to łączenie się ze Zbawicielem, rozłączacie się coraz bardziej ze światem i ze sobą – a ile razy Bóg wstąpi do serca Waszego, to w sercu stanie się jaśniej i smutek się rozwieje, a pociecha zaświeci i słabość ustąpi, a moc i ufność się wzmoże tak, że już nie Wy, ale Bóg w Was żyć będzie. Niech to święte życie serca Waszego świeci w całym domowym życiu Waszem, niech wypełnianie obowiązków, jakie Bóg Wam zleca, praca, nauka, miłosierne uczynki, cierpliwość, miłość siostrzeńska i miłość ku dziatkom, i miłość ku cierpiącym bliźnim, staną się jakoby ciągłą modlitwą i nabożeństwem, - a będzie Wam dobrze i w tem doczesnem i w przyszłem życiu, czego Wam z serca życzę i modłom się Waszym polecam”, E. Bojanowski, List do s. Marianny Melcer, 29 VIII 1867.

 

 

Pytania do osobistej refleksji po lekturze tekstu konferencji:

 

Bł. Edmund Bojanowski: „a tak mi było potrzeba odetchnąć przed Bogiem”:

Gdzie ja szukam siły? Pomyśl:

 

• Moje uczestnictwo we Mszy św.

• Troska o regularne przystępowanie do Komunii św.

• Znaczenie przyjmowania Komunii św. duchowej, gdy nie mogę pójść do Kościoła.

• Czas mojej adoracji Najświętszego Sakramentu

• Postawa i intencje na modlitwie.

 

Bł. Edmund Bojanowski: „Niech to święte życie serca Waszego świeci w całym domowym życiu Waszem, niech wypełnianie obowiązków, jakie Bóg Wam zleca, praca, nauka, miłosierne uczynki, cierpliwość, miłość siostrzeńska i miłość ku dziatkom, i miłość ku cierpiącym bliźnim, staną się jakoby ciągłą modlitwą i nabożeństwem”.

 

• Czy pracuję nad: obowiązkowością, sumiennością, cierpliwością, wytrwałością?

• Czy szukam nowych sposobów, adekwatnych do moich możliwości działania,
  by pomoc bliźnim? Zauważ nawet jedna rozmowa telefoniczna, jedno dobre
  słowo zachęty mogą wiele dziś zdziałać.