..:: Promyki Dobra ::..
80/04 - 2020
PROMYKI DOBRA – kwiecień 2020 (80)
Drodzy parafianie!
Przed nami ostatnie
dni Wielkiego Postu. Dla wielu z nas Święta Wielkanocne
będą bardzo smutne. Ze względu na stan epidemii nadal obowiązują
ograniczenia związane z ilością osób na Mszach św. Bardzo brakuje nam
spotkania z Jezusem w Komunii św. Zostały odwołane rekolekcje, Gorzkie
Żale i Drogi Krzyżowe. Nie było parafialnej spowiedzi św. Trudno będzie
nam
przeżywać obrzędy Wielkiego Czwartku, Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty
bez bycia w kościele. Po raz pierwszy nie będzie święcenia pokarmów na
stół
wielkanocny i procesji rezurekcyjnej. Starajmy się odnaleźć w tej nowej
sytuacji. Wierzę, że Pan Bóg przeprowadzi nas przez tę pustynię i przy
okazji
czegoś nas nauczy. Zachęcam Was wszystkich do skorzystania z transmisji
uroczystości Triduum Paschalnego w radiu i telewizji. Proszę ojców
rodzin
o poprowadzenie modlitwy przy stole podczas śniadania wielkanocnego.
Cały czas proszę Was wszystkich o modlitwę w intencji powstrzymania
epidemii i tych, którzy ratują życie chorych. Bardzo tęsknię za Wami.
Poniżej zamieściłem dwa teksty do duchowej refleksji na Wielki Piątek.
ks. kanonik Przemysław Maciejewski
proboszcz
List Jezusa do Ciebie: Z mojego krzyża do Twojej samotności.
Piszę do Ciebie, który nie zawsze wierzysz, że jestem obok, który
patrzysz na mnie, lecz mnie nie widzisz. Jestem drogą, abyś z niej nie
zboczył; prawdą, abyś nie popełnił błędu; życiem, abyś nie umarł.
Piszę z mojego
krzyża do Twojej samotności. Do Ciebie, który wielokrotnie
na mnie patrzyłeś, lecz mnie nie dostrzegałeś, słuchałeś mnie, lecz mnie
nie słyszałeś. Do Ciebie, który tak wiele razy obiecywałeś mi, że
będziesz podążał
za mną, a jednak, nie wiedząc czemu, oddalałeś się od moich śladów,
które pozostawiłem na świecie, abyś się nie zgubił.
Do Ciebie, który
nie zawsze wierzysz, że jestem obok, który mnie szukasz,
jednak mnie nie znajdujesz i czasami tracisz nadzieję na spotkanie ze
mną.
Do Ciebie, który czasami myślisz, że jestem jedynie wspomnieniem i nie
rozumiesz tego, że ja żyję.
Jestem początkiem i
końcem. Jestem drogą, abyś z niej nie zboczył; prawdą, abyś nie popełnił
błędu; życiem, abyś nie umarł. Moim ulubionym tematem
jest miłość i to ona była racją mojego życia i mojej śmierci.
Byłem wolny aż do
końca. Miałem jasny cel i obroniłem go moją krwią, aby
Cię zbawić. Byłem mistrzem i sługą, jestem wrażliwy na przyjaźń i od
dawna czekam na tę Twoją.
Nikt, tak jak ja nie
zna Twojej duszy, Twoich myśli, Twojego postępowania
i bardzo dobrze wiem, jak wielką jesteś wartością. Wiem, że być może
w oczach świata Twoje życie wydaje się niewiele warte, lecz wiem
także, że masz bardzo wiele do dania i jestem pewien, że na dnie Twojego
serca znajduje się ukryty skarb: poznaj siebie, a wtedy znajdziesz
miejsce
dla mnie.
Gdybyś wiedział od
jak dawna dobijam się do drzwi Twego serca i nie otrzymuję odpowiedzi!
Czasem cierpię, gdy mnie ignorujesz i, niczym Piłat, wydajesz na mnie
wyrok skazujący. Cierpię również wtedy, gdy mnie się zapierasz, jak
Piotr
i gdy mnie zdradzasz, jak Judasz.
Dzisiaj proszę Cię,
byś zjednoczył się z moim bólem, abyś wziął na siebie
swój niewielki, w porównaniu z moim, krzyż. Proszę Cię o
cierpliwość dla Twoich nieprzyjaciół, o miłość dla współmałżonka,
o odpowiedzialność
w stosunku do Twych dzieci, o tolerancję dla osób starszych,
wyrozumiałość
dla braci, współczucie dla cierpiących. Służ wszystkim, tak jak ja żyłem
i czego
Cię uczyłem.
Nie chciałbym znów
ujrzeć Ciebie zbuntowanego, niepogodzonego, pławiącego się w egoizmie i
pesymistycznych myślach. Chcę, by Twe życie
było radosne, młode i chrześcijańskie. W momentach załamania, szukaj
mnie, a na pewno mnie znajdziesz. Gdy czujesz się zmęczony, porozmawiaj
ze mną, opowiedz mi o swoich problemach.
Zawsze, gdy sobie
pomyślisz, że do niczego się nie nadajesz, nie załamuj się,
nie poniżaj siebie, nie zapominaj, że będę potrzebował Twojej małości,
aby wejść w duszę Twego bliźniego.
Za każdym razem, gdy
poczujesz się samotnym w drodze, pamiętaj, że
jestem przy Tobie. Nie przestawaj mnie prosić, bo ja nie przestanę
Cię obdarowywać. Nie ustawaj w podążaniu za mną, gdyż ja nie ustanę w
dotrzymywaniu Ci towarzystwa.
Nigdy Cię nie zostawię samemu sobie!
Oleada Joven
Droga krzyżowa epidemii
Panie, Jezu Chryste,
my, ludzie, dzieci Boga, wierzący i niewierzący, przechodziliśmy w
historii wiele krzyżowych dróg, wojen, głodu, zaraz
i kataklizmów. Na jedną z nich skazaliśmy Ciebie. Twoja droga krzyżowa,
okazała się najbardziej zbawczą drogą świata. Przejdź z nami drogą
krzyżową
epidemii i mocą Ducha, który potrafi odnowić oblicze ziemi, uczyń ją
drogą ku
Wielkiej Nocy.
Stacja I – Zostaliśmy skazani na epidemię
Jezus zostaje
skazany na śmierć. Tak zdecydował Sanhedryn. Tak krzyczeli
ludzie. Tak podpisał Piłat. Gdyby się nie narodził, nie zostałby
skazany.
Gdyby to nie było wolą Ojca, nikt nie zrobiłby Mu krzywdy. Tajemnica
krzyża,
to tajemnica wolności mojej, wolności innych, tajemnica natury świata i
Boga.
Zostaliśmy skazani na epidemię. Czy to była decyzja, czy pomyłka człowieka, czy tajemnica natury starszej od wszystkich ludzi, czy konsekwencje życia w globalnej wiosce, czy nawet misterium niesprzeczne z Bożą Opatrznością, nie wiemy. Wiemy, że zostaliśmy skazani. I dziś to nie czas, by szukać przyczyny. Dziś to czas, by już przy pierwszej stacji wzrok zobaczył na horyzoncie iskierkę zmartwychwstania.
Stacja II – Bierzemy krzyż na swoje ramiona
Jezus wziął krzyż.
Nie kłócił się, ani spierał. Nie uciekł jak w Nazarecie, gdy
Go chcieli strącić w przepaść. Nie schował się jak w Jeruzalem, gdy
zamierzano
Go ukamienować. Nie sprowadzał dziesięciu tysięcy aniołów,
żeby wytłumaczyć, że żaden człowiek nie może robić krzywdę Synowi Boga.
To pokorna miłość Boga bierze niesprawiedliwy i nie swój krzyż na swoje
ramiona.
Bierzemy i my krzyż epidemii na swoje ramiona. Nie popełniamy samobójstw. Nie zamykamy szpitali na chorych. Nie buntujemy się przeciw restrykcjom i nie tracimy ducha, że chorują również niewinni. Organizujemy zbiórki i wszelaką pomoc. Bo wiemy, że jeśli krzyża nie weźmiemy w swoje ręce, krzyż może uderzyć nas śmiertelnie w głowę.
Stacja III – Upadamy z powodu nonszalancji
Jezus upadł pod krzyżem na początku drogi. Czy krzyż był za ciężki? Czy On osłabiony przez biczowanie i koronę z cierni? A może uderzył nogą o kamień? Upadł a to boli. Zwłaszcza, że to dopiero początek. Czy w takim razie będzie miał siły powstać i iść dalej?
Pierwszym upadkiem w czasach epidemii jest nonszalancja. Łamanie przepisów sanepidu, lekceważenie zagrożenia, zabawa z tego, co śmiertelnie poważne. Dlaczego pozwalamy na ten pierwszy upadek? Może jesteśmy osłabieni przez znieczulicę? Może nie umiemy się nie potknąć, bo kamień na drodze jakiś całkiem nowy? Ważne, żeby powstać. By raz na zawsze powiedzieć koniec upadkom lekceważenia krzyża.
Stacja IV – Spotykamy tych, których kochamy
Maryja nie musiała
być z Jezusem na Górze Przemienienia, ale nie mogło zabraknąć Matki na
drodze krzyżowej jej Syna. Nie wiemy czy pospieszyła
z Nazaretu jak kiedyś do Elżbiety, czy była już od paru dni w Świętym
Mieście,
jak wtedy gdy z Józefem szukali zagubionego Dwunastolatka. Wtedy
znalazła Go w świątyni. Teraz świątynią stała się Via Crucis.
Na drodze krzyżowej
epidemii musimy spotykać najbliższych. To czas, kiedy rodzina staje się
najważniejsza. Ale tak jak zabrakło Józefa przy tej stacji,
może niektórym być ciężko z powodu nieobecności taty czy mamy, męża
czy żony, chłopaka czy dziewczyny, przyjaciół i znajomych. Obyśmy
cierpiąc
z powodu tych, którzy nie mogą być blisko, stali się bliskimi dla tych,
dla których ciągle możemy.
Stacja V – Lekarze i pielęgniarki z Cyreny pomagają najwięcej
„Wychodząc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego” (Mt 27,32). Nie dało się inaczej. Sam Jezus by nie poradził. Był przecież człowiekiem. Nie dało się po dobroci, bo to wcale nie było takie łatwe. I nie tylko dla Szymona.
Na drodze epidemii
nie damy rady bez lekarzy i pielęgniarek z Cyreny.
Ani święcenia, ani pieniądze, ani władza nie pomoże tam, gdzie mogą
pomóc
tylko służby medyczne. Jesteśmy tylko ludźmi. Chociaż nie wszyscy są
zmuszani, wielu z nich wolałoby inaczej. Skoro jednak oni z chorymi
najwięcej odczują ciężar tego krzyża, obyśmy zapamiętali słowo
„wdzięczność”.
I oby Bóg zapewnił im błogosławieństwo.
Stacja VI – Weroniki wolontariatu spieszą do potrzebujących
Weronika nie musiała nic. Mogła zostać w domu. Albo i nawet poprzestać na oglądaniu. Może nic ciekawego, ale tak jakoś bezpieczniej. Ten gest serca jednak zostawił ślad na wieki. Ślad oblicza Jezusa. Ślad miłości, która zawsze robi wszystko, co możliwe.
Dziś tysiące Weronik powychodziło ze strefy komfortu. Robią zakupy dla starszych. Pomagają tym na kwarantannie. Szyją maseczki. Organizują zbiórki. Ta bezinteresowna miłość sprawia, że twarz ludzkości staje się coraz bardziej boska. I oby ślad tej twarzy pozostał już z nami na zawsze.
Stacja VII – Upadamy z powodu egoizmu
Jezus upada po raz drugi. Upada pomimo spotkania z Matką, pomocy Szymona, miłości Weroniki. Taki upadek może bardzo boleć. Bo jeśli przy tej pomocy nie daję już rady, to skąd wezmę siłę, żeby iść tą drogą do końca?
Drugim upadkiem w
czasach epidemii jest egoizm. Pomimo zaangażowania wielu,
bezinteresowności tysięcy, zmęczenia tych, którzy na pierwszym
froncie, zawsze znajdą się tacy, którzy myślą tylko o sobie. Egoizm
wykupywania zapasów ponad miarę. Podbijanie horrendalne cen, bo
okazja rzadka. Zachęcanie do niekoniecznych zbiórek na fali społecznego
współczucia. Diabelska przewrotność człowieka, który chce zarobić na
krzyżu. Powstańmy z tego upadku, bo on strasznie nieludzki.
Stacja VIII – Czytamy płaczące komentarze i posty
„A szło za Jezusem
mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim.
Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie,
nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!”
(Łk 23,27-28). Płacz kobiet jerozolimskich nie był dobry, choć
wyglądał dobrze. Nie ma jednak nic bardziej mylącego niż płacz. Wydaje
się być językiem wrażliwości
i serca. A może być zasłoną ucieczki od tego, co najważniejsze.
W czasach epidemii
nie brakuje lamentów. Nie brakuje krzyków fałszywych proroków,
biadolenia nad innymi, co powinni robić, płaczu nad przywódcami
świeckimi i religijnymi. Nie brakuje siania paniki kombajnami Internetu.
Jezus mówi wyraźnie „płaczcie raczej nad sobą”. Skup się na tym, co
możesz
zrobić, dla siebie i dla swoich bliskich.
Stacja IX – Upadamy z braku nadziei
Jezus upada po raz
trzeci bardzo blisko końca. Golgotę już widać i jest nadzieja, że to
wszystko nareszcie się wypełni. A jednak zabrakło sił. A jeśli zabrakło
na to, by iść, czy będzie ich wystarczająco na to, żeby powstać?
Mało rzeczy tak przeraża jak rozpacz, że mimo wszelkich wysiłków i tak
nie osiągniemy celu.
Trzeci upadek w
czasach epidemii to upadek nadziei. Jesteśmy przywalani statystykami
coraz większej liczby chorych. Leżymy pod ciężarem zarażonych lekarzy i
pielęgniarek. Przydusza nas widmo selekcji zarażonych na lepszych
i gorszych. Przygniata świadomość, że ciągle czegoś brak, że za mało, że
za późno. Dołuje do tego troska o chleb i przybija niewidzialna
efektywność trzymania się wszelkich zasad. Możemy się przewrócić. Możemy
na chwilę
się rozłożyć, ale nie pozwólmy nigdy umrzeć nadziei. Póki my żyjemy.
Stacja X – Odkrywamy prawdę o sobie
Jezus został obnażony z szat na pośmiewisko i hańbę. Na poniżenie i wyśmianie. Na pokazanie, że ten, który miał się za Mesjasza jest tylko nagim królem. Nie wiedzieli jednak, że to obnażenie jest tylko obrazem kenozy wcielenia. Nie pojmowali, że ta miłość aż po własną nagość zakryje wszelkie nagości Adama i Ewy.
Epidemia obnaża
ludzkość aż do głębi serc. Choroba zdziera maski i zabija drugie twarze.
Odkrywa trupie czaszki w grobach pobielanych albo wyciąga
na światło perły niezauważane w pyle codziennego życia. To dobra stacja.
Jak trailer przed Sądem Ostatecznym. Co więcej, z szansą na to, że
obnażenie może nie tylko odsłonić prawdę o nas. Może również poprowadzić
do autentycznej przemiany.
Stacja XI – Jesteśmy przybici trzema gwoźdźmi
Jezus został przybity do krzyża. Jeden gwóźdź w lewą dłoń. Drugi w prawą. Trzeci, by umocować stopy. Ból najbardziej ostry ze wszystkich co były i będą. To co było drogą krzyżową teraz staje się samym krzyżem. Gwoździe zapewnią, że już nikt aż po śmierć nie oddzieli go od krzyża.
Przy tej stacji pomyślny o tych, którzy są przybici chociaż jednym z trzech gwoździ epidemii. Pierwszy gwóźdź to ten, co zabił kogoś bliskiego, drugi to ten, który nie pozwala oddychać, bo zabrakło respiratora, trzeci to ten, który przygwoździł lekarzy i pielęgniarki w szpitalu z dala od własnych ukochanych dzieci. Pomyślmy. Pomódlmy. Pomóżmy. Podzielmy się wiarą, że nawet najboleśniejszy gwóźdź może być gwoździem zbawienia.
Stacja XII – Umieramy z miłości do innych
Jezus umarł na
krzyżu. Z miłości do każdego człowieka. Za grzechy
wszystkich ludzi. Niewinny Baranek złożył się w ofierze za zabłąkane
owce
i za wilki w owczej skórze. Dawca życia oddał życie. Pan nieba dał się
pokonać niewolnikom ziemi. Z miłości.
W czasach epidemii
umieramy i będziemy umierać z miłości do innych.
Tysiące oddadzą życie
dosłownie, zwłaszcza lekarze i pielęgniarki.
Niektórzy zrezygnują z leczenia dla innych. Wielu choć przeżyje, narażać
będzie
wszystko co ma, żeby pomóc tym, którzy tracą nadzieję na
cokolwiek.
Nie ma większej i piękniejszej miłości niż za innych. Jeśli
umierać to tylko
z miłości. Chcemy żyć jak bogowie? To pokażmy, że potrafimy umierać
jak Bóg.
Stacja XIII – Nie zapominamy o gestach czułości
Ciało Jezusa zostaje
zdjęte z krzyża i złożone w ramionach Jego Matki. Chociaż serce Maryi
przeszył miecz boleści, nie brakuje jej czułości dla Syna. Chociaż
bolejąca cała, cała ogarnięta jest czułością dla swego dziecka.
Jak kiedyś w Betlejem tuli Go do siebie. Prawdziwa miłość nie żałuje
czułości nawet takiej, która wydaje się być drugiemu niepotrzebna.
W czasach epidemii
nie możemy się zbliżać. Nie możemy się dotykać.
Nie możemy podawać sobie ręki. Nawet na znak pokoju. Ale nie możemy
zrezygnować z czułości, bezpiecznych gestów, które przekazują miłość.
Kiedy ludzkie ciała muszą być od siebie trochę dalej, nasze serca
powinny
być naprawdę bardzo blisko.
Stacja XIV – Nie zostawiamy zmarłych na ulicach
Jak dobrze, że
Nikodem i Józef z Arymatei pomyśleli o pogrzebie.
Nie czekali na Piotra, ani kogoś z rodziny. Jak dobrze, że ktoś nie
stracił
głowy, kiedy Jezus stracił życie. Przyszli, załatwili, zdjęli,
pochowali, zatoczyli kamień. Tyle można było zrobić. I tyle zrobili.
Zrobimy wszystko,
żeby nie zostawić umarłych na ulicach, nie pozwolimy rozkładać się
ciałom w domach, wrzucać nieubranych do bezimiennych
grobów i zasypywać ciał bez księdza, bez chociaż najbliższych. Nawet
w czasach epidemii nie może zabraknąć Józefa z głową na karku z Arymatei
i Nikodema, co już nie boi się przyjść do Jezusa nawet w ciągu dnia.
Nie może zabraknąć chociaż Marii Magdaleny wiernej aż po grób.
Zakończenie
Panie Jezu, Chryste,
droga krzyżowa kończy się czternastą stacją, ale to
nie jest ostatnia stacja Ewangelii. Po męce i ukrzyżowaniu nadejdzie i
dzień zmartwychwstania. Życie zwycięży śmierć, płacz zamieni się w
radość, strach zostanie ugaszony pokojem. Prosimy Ciebie, Panie
Wszechświata, który jak wielu znasz, co to ludzki ból i jak nikt wiesz
dobrze, co to jest moc Wielkiej Nocy, prosimy Cię, bądź z nami na drodze
krzyżowej epidemii do końca. Natchnij Duchem inteligencję szukających
lekarstwa. Umacniaj ramiona dźwigające chorych. Pociesz tych, którzy
żegnają najbliższych. Przygotuj
serca wszystkich na wzajemne pojednanie i błogosław każdemu aż do
zwycięstwa zdrowia nad chorobą, aż do zwycięstwa życia nad śmiercią.
Amen.
ks. Wojciech Węgrzyniak